Liga Konferencji. Legia - Lugano. Koniec pięknej passy warszawian. Goście zasłużenie wygrali
Piłkarze Legii Warszawa znaleźli pierwszego pogromcę w Lidze Konferencji. Podopieczni Goncalo Feio zasłużenie przegrali na swoim boisku z FC Lugano 1:2 w meczu piątej kolejki.
2024-12-12, 20:43
Mecz ze szwajcarską ekipą był dla piłkarzy i kibiców stołecznego klubu okazją do upamiętnienia zmarłego niedawno Lucjana Brychczego.
Fani Legii przygotowali oprawę dedykowaną legendarnemu piłkarzowi, a mecz rozpoczął się od minuty ciszy.
Walczący o piąty trumf w fazie ligowej warszawianie musieli sobie w czwartek poradzić bez kontuzjowanych: Kacpra Tobiasza, Rubena Vinagre i Rafała Augustyniaka.
Legia szybko trafiła do siatki
Początek spotkania był nieco ospały ze strony podopiecznych Goncalo Feio. Częściej atakowało Lugano, ale goście, prowadzący aktualnie w tabeli szwajcarskiej ekstraklasy, nie byli w stanie zagrozić "Wojskowym".
REKLAMA
Gdy jednak Legia przejęła inicjatywę, szybko trafiła do siatki! Stało się to już w jedenastej minucie. Prawą stroną dwójkową akcję rozegrali Kacper Chodyna i Paweł Wszołek. Ten drugi świetnie odnalazł w polu karnym Marca Guala, lecz Hiszpan trafił w poprzeczkę.
Do piłki dopadł jednak Ryoya Morishita. Japończyk efektownym "szczupakiem" skierował piłkę do siatki i dał gospodarzom prowadzenie!
Po zdobytym golu legioniści oddali piłkę rywalom i skupili się na wyczekiwaniu na okazje do kontrataków. Szwajcarzy byli w stanie zagrozić bramce strzeżonej przez Gabriela Kobylaka, ale były golkiper Radomiaka dwukrotnie dobrze zachował się w 19. minucie. Najpierw Kobylak odbił piłkę po uderzeniu Urana Bislamiego, a potem pewnie obronił strzał Antoniosa Papadopoulosa z dystansu.
Gospodarze mogli skontrować trzy minuty później. Mający ochotę na kolejnego gola Morishita spróbował strzału z dalszej odległości, ale przestrzelił.
REKLAMA
Lugano było natomiast coraz groźniejsze. W 26. minucie uderzał Anto Grgić, ale Kobylak znowu nie dał się zaskoczyć. Sześć minut później w polu karnym Legii w dobrej sytuacji znalazł się Bislami, ale Wszołek zablokował jego strzał ofiarnym wślizgiem.
Minutę później Legia mogła bezlitośnie skontrować, ale Luquinhas fatalnie skiksował przy próbie strzału.
Koniec żelaznej defensywy
Do czwartkowego wieczoru Legia była jedyną ekipą, która w fazie ligowej któregoś z europejskich pucharów nie straciła gola. W 40. minucie świetną passę przełamali jednak liderzy szwajcarskiej ligi...
Goście mieli rzut rożny, a defensorzy gospodarzy kompletnie zapomnieli o kryciu jednego z rywali. Z rzutu rożnego wrzucał Grgić, a niepilnowany Mattia Bottani strzałem głową skierował piłkę do siatki.
REKLAMA
Szwajcarzy chcieli pójść za ciosem. Pod koniec pierwszej połowy niecelnie strzelał Hadj Mahmoud, a już w doliczonym czasie Kobylak obronił strzał Hichama Machou. Na przerwę drużyny zeszły przy remisie, ale obraz gry mógł niepokoić sympatyków Legii.
Lugano było groźniejsze
Na początku drugiej połowy znowu to goście byli groźniejsi. Oddali kilka groźnych strzałów. Aktywny był Mahmoud, który w 54. minucie zmusił Kobylaka do interwencji po uderzeniu z okolic linii pola karnego.
Legia tworzyła sobie sytuacje, ale nie były one zbyt groźne. Ciężko za taką uznać np. strzał Bartosza Kapustki z woleja, po którym problemów z obroną nie miał Amir Saipi.
Trener gości Mattia Croci-Torti mógł być zadowolony z postawy swoich podopiecznych, którzy mieli znaczną przewagę w posiadaniu piłki. W 59. minucie z dystansu uderzał Mattia Zanotti, ale zabrakło mu nieco precyzji. Ogólnie jednak przewaga gości nie przekładała się na wiele strzeleckich szans.
REKLAMA
Na boisku pojawił się polski napastnik Lugano Kacper Przybyłko, który zmienił Mahou w 65. minucie.
Minutę później niewiele brakowało, by goście objęli prowadzenie po kolejnej próbie z dalszej odległości. Uderzał Renato Steffen, ale Kobylak zdołał odbić piłkę kopniętą przez reprezentanta Szwajcarii.
Zasłużony triumf gości
Przewaga gości znalazła swoje potwierdzenie w 74. minucie. Lugano miało rzut wolny. Z prawej strony dośrodkował Steffen. Strzał Przybyłki instynktownie odbił jeszcze Kobylak, jednak wobec Alibana Hajdariego był już bezradny...
Hiszpański sędzia Juan Martinez Munuera sprawdzał jeszcze długo, czy Hajdari nie był na spalonym, ale ostatecznie gol obrońcy gości został uznany.
REKLAMA
Legioniści musieli zaatakować, tymczasem niewiele brakowało, by kontratak Lugano z 80. minuty "zamknął" mecz. Uderzał Steffen, jednak Kobylak po raz kolejny dobrze interweniował.
Stołeczna ekipa szukała wyrównania, ale nie potrafiła na poważnie zagrozić bramce gości. Gdy już udało się rozegrać szybką akcję, Saipi bez kłopotu złapał piłkę po dośrodkowaniu Wszołka.
Jakby kłopotów było mało, legioniści kończyli mecz, grając w osłabieniu po tym, jak Radovan Pankov zobaczył drugą żółtą kartkę... W doliczonym czasie warszawian mógł skarcić Przybyłko, który niewiele się pomylił...
Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie i premierowa porażka Legii w Lidze Konferencji stała się faktem. Na szczęście, cztery wcześniejsze triumfy sprawiają, że polski zespól i tak jest bardzo blisko bezpośredniego awansu do 1/8 finału...
REKLAMA
Legia Warszawa - Lugano 1:2 (1:1)
Bramki: 1:0 Ryoya Morishita (11-głową), 1:1 Mattia Bottani (40-głową), 1:2 Albian Hajdari (74)
Żółte kartki - Legia: Paweł Wszołek, Bartosz Kapustka, Radovan Pankov, Luquinhas, Marc Gual. Lugano: Uran Bislimi, Mattia Zanotti.
Czerwona kartka - Legia: Radovan Pankov (90+2).
Sędzia: Juan Martinez Munuera (Hiszpania). Widzów: 21 767.
Legia Warszawa: Gabriel Kobylak - Paweł Wszołek, Radovan Pankov, Steve Kapuadi, Patryk Kun - Bartosz Kapustka, Jurgen Celhaka (70. Sergio Barcia), Ryoya Morishita - Kacper Chodyna (81. Tomas Pekhart), Marc Gual, Luquinhas.
Lugano: Amir Saipi - Mattia Zanotti, Antonios Papadopoulos, Albian Hajdari, Milton Valenzuela - Renato Steffen, Anto Grgić, Uran Bislimi (88. Lukas Mai), Mohamed Belhadj (78. Ousmane Doumbia), Hicham Mahou (65. Kacper Przybyłko) - Mattia Bottani (78. Yanis Cimignani).
- Liga Konferencji. Legia i Jagiellonia rozbiły bank. To jednak nie koniec premii przewidzianych przez UEFA
- Liga Konferencji. Legia reaguje na oprawę kibiców Omonii. "Zakłamanie prawdy"
/empe
REKLAMA