Zaginiony statek odnaleziony po 132 latach. Historia "cudu inżynierii"

Naukowcy odnaleźli wrak Western Reserve, frachtowca, który zatonął pod koniec XIX w. w jednym z pięciu Wielkich Jezior w USA. Statek nazywano "śródlądowym chartem". Miał bić rekordy ładunkowe i być symbolem potęgi amerykańskiego przemysłu. Jednostka poszła na dno podczas gwałtownego szkwału - woda pochłonęła 27 osób, w tym właściciela statku i jego kapitana, magnata żeglugowego Petera Mincha, oraz jego rodzinę.

2025-03-12, 12:12

Zaginiony statek odnaleziony po 132 latach. Historia "cudu inżynierii"
Szczątki frachtowca Western Reserve. Foto: Associated Press/East News

Wrak Western Reserve odnaleziony po 132 latach

Wrak statku spoczywa na dnie Jeziora Górnego - największego i najdalej wysuniętego na północ z pięciu Wielkich Jezior. Od zatonięcia statku latem 1892 r. nie była znana jego lokalizacja - aż do teraz. W tym tygodniu Towarzystwo Historyczne Wraków Statków Wielkich Jezior ogłosiło odkrycie miejsca, w którym znajduje się frachtowiec.

- Każdy wrak statku ma swoją historię. Niektóre z nich są niezwykle tragiczne - mówi dyrektor stowarzyszenia Bruce Lynn, cytowany przez "USA Today". - Peter Minch nie przewidywał żadnych kłopotów. Zaprosił na pokład Western Reserve żonę [Annę], dwójkę małych dzieci [9-letniego Charliego i 6-letnią Florence] i bratową [Mary Englebry] z córką [10-letnią Berthą]. Ta tragedia potwierdza, jak niebezpieczne mogą być Wielkie Jeziora o każdej porze roku - zaznacza jeden z odkrywców wraku.

Drugi kapitan statku, Albert Myers, zabrał na pokład swojego 19-letniego syna. Wszyscy z wymienionych zginęli. Z 28-osobowej załogi przeżyła tylko jedna osoba - sternik Harry W. Stewart.

REKLAMA

Czytaj także:

Poszukiwania statku trwały dwa lata

Poszukiwania wraku trwały dwa lata. Naukowcy po raz pierwszy namierzyli Western Reserve - leżący w głębinach ok. 95 km na północ od przylądka Westfish Point - w lipcu ubiegłego roku za pomocą sonaru, w który wyposażony był statek badawczy David Boyd. Następnie analiza obrazu ze zdalnie sterowanego pojazdu, który dotarł do wraku, potwierdziła, że jest to poszukiwany frachtowiec.

Statek rozpadł się na dwie części. "Jednym z najwyraźniejszych dowodów na to, że jest to wrak Western Reserve, była lampa, która pasowała do jedynego przedmiotu odzyskanego ze statku - również lampy, która obecnie znajduje się w Narodowym Muzeum Wielkich Jezior w Toledo w stanie Ohio" - opisuje "USA Today", dodając, że nienaruszony pozostał również dzwon okrętowy.

REKLAMA

"Chart śródlądowy" i "cud inżynierii"

Podobnie jak w przypadku Titanica (20 lat później) - zatonięcie Western Reserve wydawało się nieprawdopodobne. Wszakże,  jak wskazuje "Daily Mail", uznawano go za "cud inżynierii", za "coś więcej niż statek". Był jednym z pierwszych statków na Wielkich Jeziorach wykonanym całkowicie ze stali. Powtarzano, że jest "pływającym pałacem ze stali i pary", a jednocześnie "świadectwem nieograniczonego optymizmu epoki" oraz "symbolem amerykańskiej potęgi przemysłowej".

Czytaj także:

Był postrzegany jako statek absolutnie niezawodny, wolny od ryzyka katastrofy. Uważano go za "śródlądowego charta", który pobije rekordy w przewozach ładunków. I rzeczywiście, pobił jeden z nich, transportując wówczas – jak podaje "USA Today" – największy ładunek węgla do Milwaukee. Z kolei "Daily Mail" zachwala samego Petera Mincha, nazywając go "znakomitym kapitanem" oraz "tytanem handlu, który zdobył sławę dzięki swojemu imperium żeglugowemu".

Tragiczny rejs Western Reserve

REKLAMA

Mimo reputacji Western Reserve jako statku niezatapialnego doszło do katastrofy. W sierpniu 1892 r. frachtowiec wyruszył z Cleveland do Two Harbors w Minnesocie, gdzie miał odebrać ładunek. Nikt wówczas nie przypuszczał, że będzie to ostatnia podróż statku. Sekwencja wydarzeń jest znana dzięki wspomnianemu - ocalałemu - sternikowi Harry'emu W. Stewardowi.

Wszystko układało się zgodnie z planem załogi aż do 30 sierpnia. Tego feralnego dnia przez Wielkie Jeziora przeszedł silny szkwał. Kiedy nawałnica zbliżała się do Jeziora Górnego, załoga frachtowca znajdowała się w zatoce Whitefish. Nagle wiatr przybrał na sile, a pogoda zaczęła się pogarszać. Jak relacjonuje "USA Today", Minch początkowo zamierzał przeczekać burzę. Ostatecznie jednak zbagatelizował zagrożenie, zwłaszcza że statek nie przewoził ładunku, i zdecydował się popłynąć na otwarte wody jeziora, w rejon uważany dziś za Wybrzeże Wraków Jeziora Górnego.

W późnych godzinach wieczornych Western Reserve znalazł się w centrum nawałnicy. Nagle, około godziny 21 - jak podaje amerykański dziennik - zaczął się rozpadać, po czym "zatonął w ciągu ok. 10 minut". "Większość załogi wsiadła do metalowej łodzi ratunkowej, a ich rodziny do drewnianej. Metalowa łódź wywróciła się niemal natychmiast. Tylko dwóm członkom załogi - jednym z nich był Stewart - udało się dostać do drewnianej łodzi" - czytamy.

Dziennik kontynuuje, że łódź dryfowała przez ok. 10 godzin. "Przepłynął parowiec, ale ciemność i deszcz uniemożliwiły zobaczenie ocalałych. Łódź ratunkowa w końcu wywróciła się milę od południowo-wschodniego brzegu Jeziora Górnego. Tylko Stewart dotarł na ląd" - dodaje.

REKLAMA

Czytaj także:

Bruce Lynn szacuje, że w rejonie zatoki Whitefish Bay zatonęło 200 (bądź więcej) statków. Z kolei "USA Today" podaje, że zaledwie dwa miesiące później zatonęła siostrzana wersja Western Reserve - W.H. Gilcher. 

Źródła: USA Today/Daily Mail/łl/kor

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej